Inżynier i menedżer, były minister gospodarki morskiej w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Ukończył Wyższą Szkołę Morską w Gdyni, studia podyplomowe, a także szereg kursów w zakresie zarządzania i finansów. Pracował na statkach zachodnich armatorów jako oficer, a także w firmach transportowych i budowlanych. Zajmował kierownicze stanowiska w spółkach prawa handlowego. W Kancelarii Prezydenta RP był ekspertem ds. gospodarki morskiej i bezp. energetycznego. Od listopada 2011 r. w kierownictwie Prawa i Sprawiedliwości (Komitet Polityczny). W PE pracuje już drugą kadencję. Członek ważnej Komisji - Przemysłu, Badań Naukowych i Energii (ITRE). Więcej

Aktualności

25 października 2014 • Publikacje • wPolityce.plMiał być brukselski sukces, a jest „Łysek z pokładu Idy”

Pod koniec mijającego tygodnia odbył się w Brukseli szczyt Rady Europejskiej, którego obrady były poświęcone m.in. kwestii zaostrzenia dotychczasowej polityki klimatycznej. Prorządowe media główne nurtu oczywiście stanęły na wysokości zadania. Nie jest tajemnicą, że europejskie kompetencje premier Ewy Kopacz - delikatnie rzecz ujmując - nie są najwyższe, tak również jak jej umiejętności negocjacyjne. Trzeba to było jednak jakoś propagandowo przedstawić. Niewątpliwa klęska naszej gospodarki na tym posiedzeniu została oczywiście przybrana w barwy sukcesu. Przed samym szczytem „zmiękczano” społeczeństwo, uparcie - choć nieprawdziwie - twierdząc, jakoby Polska była odpowiedzialna za zmiany klimatyczne, powstające w wyniku wykorzystywania procesów energetycznych opartych na spalaniu węgla. Miało to stworzyć atmosferę konieczności poniesienia konsekwencji za takie działania. Później, już po samym szczycie, oprócz czołobitnych laudacji dla pani premier, mówiono o wielkim powodzeniu i braku szkodliwości ustaleń tam zapadłych dla naszej gospodarki. Takie przedstawienie sprawy było rozpaczliwą próbą wepchnięcia premier Kopacz w buty„żelaznej damy”, przesłaniało zdrowy rozsądek i było beznadziejną próbą wmówienia polakom, że jakikolwiek zmiany w polityce klimatycznej są niezbędne. Tak jednak nie jest. Szkoda, że nie pamiętał o tym Donald Tusk w 2008 r., kiedy to na jednym z europejskich posiedzeń zgodził się na propozycje Komisji Europejskiej, które rozpoczęły całe to szaleństwo. Za to, jak również za inne uległości wobec zachodnich mocarstw, został rękami Kanclerz Merkel namaszczony na europejskiego króla prezydenta i premierów. Polacy za tę nominację już słono zapłacą, a jest to dopiero początek.

Powszechnie wiadomo, że polska gospodarka oparta jest na wydobyciu i wykorzystaniu węgla w procesach produkcji energii. Węgiel musi pozostać podstawą rozwoju naszego kraju również w przyszłości, w takim samym stopniu, jak dzieje się to w odniesieniu do gospodarki Niemiec. Przyjrzyjmy się oficjalnym danym statystycznym. Historyczne wsparcie produkcji węgla dla wszystkich krajów Unii Europejskiej szacuje się na około 10 mld euro rocznie w latach 1970 – 2007. Co istotne, większość wsparcia została udzielona przez Niemcy, co stanowiło aż 71% ogólnej skumulowanej pomocy UE w latach 1970 - 2012. Podczas, gdy w okresie tym państwa UE wydały na dotacje dla węgla 380 mld euro, Niemcy wydały wspominane już 71 proc. tej sumy, czyli prawie 270 mld euro. W tym samym czasie Polska dotowała branżę węglową jedynie w wymiarze 1 proc. wydatków całej UE, czyli jedynie na poziomie 3,8 mld euro. Dysproporcja pomiędzy tymi subsydiami (Niemcy 270 mld euro i Polska 3,8 mld euro) jest rażąca. Chociaż od 2008 r. polityka Unii Europejskiej zmieniła się na bardziej represyjną względem wykorzystywania węgla, to jednak Niemcy nie zaniechali subsydiowania tego sektora. Tylko w ciągu jednego roku – 2012 wydali ok. 4 mld euro na samo wydobycie węgla, czyli więcej niż Polska na subsydia dla całego swojego sektora energetycznego, które w 2012 r. wyniosły 970 mln euro.

Pomimo tych faktów, przedstawia się gospodarkę Niemiec, jako przodującą w wykorzystywaniu technologii odnawialnych źródeł energii, a przez to jedną z najczystszych pod względem środowiskowym w Europie. Niemcy jednak jedno mówią, a drugie robią. Na zewnątrz deklarują się jako kraj „eko”, natomiast wewnątrz, gdy idzie o interesy swojej gospodarki, twardo trzymają się „węglowego kursu”. Co więcej, w sytuacji, gdy na skutek zaakceptowanych przez premier Kopacz ustaleń ostatniego szczytu europejskiego, w Polsce prąd zdrożeje, a z czasem niezbędne będzie wygaszanie niektórych bloków energetycznych, w tym samym czasie Niemcy, od początku 2012 r. do końca 2016 r., oddadzą do użytku aż 11 nowy bloków energetycznych i to w większości wykorzystujących węgiel brunatny do procesów technologicznych. Między innymi na te potrzeby, w miejscowości Cottbus wysiedlono część mieszkańców, co związane jest z budową nowej kopalni tego węgla.

W interesie Polski, naszej gospodarki oraz bezpieczeństwa energetycznego kraju, jest pozostanie przy gospodarce energetycznej opartej na węglu. To są podstawy, które wykorzystują Niemcy dla budowy swojej silnej pozycji gospodarczej, a przez to politycznej w Europie. Państwo to, rozbudowuje ten sektor energetyczny, nie bacząc na jakiekolwiek unijne obostrzenia. Ich jedynym interesem, jest interes narodowy. Jaka jest polska odpowiedź? Odpowiedzią jest pełna kapitulacja złożona przez premier Kopacz na ostatnim europejskim szczycie, ku uciesze wielkich europejskich stolic.

I kończy się jak zwykle, zamknięte kopalnie, wymarłe zakłady pracy oraz liczne biedaszyby. Oby nie wróciły czasy Łyska i jego wymarłego pokładu „Idy”.